16 lis 2019
1899
Dodany przez
Premier Boris Johnson w Coventry obiecuje być "położną" elektrycznej taksówki
Premier odwiedził London Electric Vehicle Company, czyli fabrykę taksówek w naszym mieście.
Po ostatnich Brexitowych roszadach i politycznym zgiełku, jaki przyniósł nam październik, wydawało się, że w listopadzie będzie można troszkę odpocząć, przygotować się do okresu świątecznego.
Niestety doszło do ogłoszenia przedterminowych wyborów, co w praktyce oznacza, że do ostatniej minuty 12 grudnia będzie trwała kampania wyborcza.
I tak też troszkę tylnymi drzwiami polityka w postaci Premiera Borisa Johnsona zawitała 13 listopada w naszym mieście.
Dlaczego tylnymi?
Coventry od zawsze było bastionem laburzystów, czyli partii pracy. W ostatnich latach, kiedy to wszelkie tematy polityczne zdominowało słowo na "B", preferencje polityczne w naszym mieście przeniosły się troszkę właśnie w kierunku partii wspierających Brexit. Partia pracy ma także inny problem, który nazwy się Jeremy Corbyn. Jeremy, czyli lider partii nie jest zbytnio lubiany, a w zasadzie to jest wielkim hamulcowym tej partii i gdyby nie jego osoba, cała sytuacja z Brexitem wyglądałaby całkiem inaczej. Niestety obecnie po jednej stronie sceny politycznej jest Boris Johnson, a po drugiej Jeremy Corbyn, czyli, wybór między dżumą a cholerą.
Mimo relatywnie silnych preferencji "brexitowych" w mieście, Premier Johnson nauczony wcześniejszymi wpadkami, wolał nie ryzykować spotkania z przypadkowym tłumem. I nie jest to głupie posunięcie, zwłaszcza że brexitowy elektorat także ma mu wiele do zarzucenia. Szybka wizyta w fabryce, gdzie można relatywnie łatwo kontrolować otoczenie, odbije się pozytywnie w mediach i zapunktować w ważnych tematach.
Ważne tematy, jakie proponował premier to oczywiście na pierwszym miejscu "Get Brexit Done". Hasło miód na uszy zwolenników Brexitu w Coventry, jak i w całym kraju.
Drugi temat to Green Industrial Revolution, czyli zielona rewolucja w przemyśle. Temat ten jednak się "troszkę rozszedł" premierowi. Z jednej strony Boris obiecuje "Zieloną rewolucję w motoryzacji", na której czele, będzie stało właśnie Coventry i West Midlands. Mianuje się "położną" (po angielsku midwife) podczas narodzin elektrycznej taksówki, która będzie powstawała właśnie w zakładach w Ansty Park. Z drugiej strony, zapowiada przyjrzenie się planom wprowadzenia tak zwanej "congestion charge", czyli opłaty (od £8 do £12.50 ) za wjazd do centrum pojazdami, który nie spełnia wymogów dotyczących emisji dwutlenku azotu.
Te "Elekryczno-Zielono-Brexitowe", plany premiera popsuła także informacja o tym, że firma Tesla, na kraj budowy czwartej, Europejskiej giga-fabryki swoich samochodów wybrała Niemcy. W uzasadnieniu swojego wyboru, w którym Wielka Brytania była brana pod uwagę, przeważyła właśnie niepewna sytuacja związana z Brexitem.
Premier wyjechał z Coventry tak szybko, jak się pojawił.
Cała kampania wyborcza po oby stronach jest dość anemiczna. Jednak nie ma się co dziwić, ciężko jest obu stronom przebić październikowe Brexit ekscesy, a przy tym nie zaliczyć medialnej "wtopy". Dlatego zabarykadowali się oni troszkę na swoich pozycjach i czekają na błąd przeciwnika.
Interesujące w tej kampanii jest zachowanie The Brexit Party, najpierw próbowali oni ugrać, dodatkowe miejsca negocjując z Torysami. Twardy Boris nie uległ, pogróżkom Nigel Farage, dlatego ten ogłosił wystawienie kandydatów The Brexit Party we wszystkich okręgach wyborczych także tych należących do partii konserwatywnej. Po jakimś czasie zmienia on jednak zdanie i dochodzi do wniosku, że The Brexit Party zaatakuje jedynie te okręgi, w których rządzi partia pracy.
Niestety doszło do ogłoszenia przedterminowych wyborów, co w praktyce oznacza, że do ostatniej minuty 12 grudnia będzie trwała kampania wyborcza.
I tak też troszkę tylnymi drzwiami polityka w postaci Premiera Borisa Johnsona zawitała 13 listopada w naszym mieście.
Dlaczego tylnymi?
Coventry od zawsze było bastionem laburzystów, czyli partii pracy. W ostatnich latach, kiedy to wszelkie tematy polityczne zdominowało słowo na "B", preferencje polityczne w naszym mieście przeniosły się troszkę właśnie w kierunku partii wspierających Brexit. Partia pracy ma także inny problem, który nazwy się Jeremy Corbyn. Jeremy, czyli lider partii nie jest zbytnio lubiany, a w zasadzie to jest wielkim hamulcowym tej partii i gdyby nie jego osoba, cała sytuacja z Brexitem wyglądałaby całkiem inaczej. Niestety obecnie po jednej stronie sceny politycznej jest Boris Johnson, a po drugiej Jeremy Corbyn, czyli, wybór między dżumą a cholerą.
Mimo relatywnie silnych preferencji "brexitowych" w mieście, Premier Johnson nauczony wcześniejszymi wpadkami, wolał nie ryzykować spotkania z przypadkowym tłumem. I nie jest to głupie posunięcie, zwłaszcza że brexitowy elektorat także ma mu wiele do zarzucenia. Szybka wizyta w fabryce, gdzie można relatywnie łatwo kontrolować otoczenie, odbije się pozytywnie w mediach i zapunktować w ważnych tematach.
Ważne tematy, jakie proponował premier to oczywiście na pierwszym miejscu "Get Brexit Done". Hasło miód na uszy zwolenników Brexitu w Coventry, jak i w całym kraju.
Drugi temat to Green Industrial Revolution, czyli zielona rewolucja w przemyśle. Temat ten jednak się "troszkę rozszedł" premierowi. Z jednej strony Boris obiecuje "Zieloną rewolucję w motoryzacji", na której czele, będzie stało właśnie Coventry i West Midlands. Mianuje się "położną" (po angielsku midwife) podczas narodzin elektrycznej taksówki, która będzie powstawała właśnie w zakładach w Ansty Park. Z drugiej strony, zapowiada przyjrzenie się planom wprowadzenia tak zwanej "congestion charge", czyli opłaty (od £8 do £12.50 ) za wjazd do centrum pojazdami, który nie spełnia wymogów dotyczących emisji dwutlenku azotu.
Te "Elekryczno-Zielono-Brexitowe", plany premiera popsuła także informacja o tym, że firma Tesla, na kraj budowy czwartej, Europejskiej giga-fabryki swoich samochodów wybrała Niemcy. W uzasadnieniu swojego wyboru, w którym Wielka Brytania była brana pod uwagę, przeważyła właśnie niepewna sytuacja związana z Brexitem.
Premier wyjechał z Coventry tak szybko, jak się pojawił.
Cała kampania wyborcza po oby stronach jest dość anemiczna. Jednak nie ma się co dziwić, ciężko jest obu stronom przebić październikowe Brexit ekscesy, a przy tym nie zaliczyć medialnej "wtopy". Dlatego zabarykadowali się oni troszkę na swoich pozycjach i czekają na błąd przeciwnika.
Interesujące w tej kampanii jest zachowanie The Brexit Party, najpierw próbowali oni ugrać, dodatkowe miejsca negocjując z Torysami. Twardy Boris nie uległ, pogróżkom Nigel Farage, dlatego ten ogłosił wystawienie kandydatów The Brexit Party we wszystkich okręgach wyborczych także tych należących do partii konserwatywnej. Po jakimś czasie zmienia on jednak zdanie i dochodzi do wniosku, że The Brexit Party zaatakuje jedynie te okręgi, w których rządzi partia pracy.
Komentarze