13 sty 2020
4579
Dodany przez
Bohaterka Dorota, uratowała kobietę, zaatakowaną przez Polaka w Coventry
Historia, która w jakiś sposób dotknęła nas wszystkich mieszkających w Coventry.
To dziwne uczucie, kiedy nasza społeczność staję się w jakiś sposób naznaczona „złem”. Tacy byliśmy dumni z tego, że chwilę wcześniej Polak „bronił Anglię” przed zamachowcem w Londynie, że nie jesteśmy jak „inni emigranci”, że dokładamy swoją cegiełkę do budowy tego kraju, że chcemy się czuć jego częścią.
Niestety całą tę dumę i całą tą radość zniszczył jeden czyn. Jakiś psychopata zaatakował kobietę na Hilfields, bardzo dotkliwie pociął ją nożem i gdyby nie pomoc przypadkowej osoby kobieta ta na pewno by zmarła. Ten psychopata okazał się być Polakiem i wszystkie gazety, portale, strony internetowe informowały o tym, jak to „Polak” bestialsko zaatakował nożem przypadkową osobę. Rzadko się zdarza, że angielskie media raportują narodowość przestępcy, tutaj jednak było to czarno na białym – to był Polak, jeden z nas.
Inne przestępstwa uchodzą jakoś bokiem, bo w sumie kogo interesuje, że jakiś nasz rodak handluje narkotykami, albo coś ukradł, w każdym społeczeństwie są przestępcy, ta sprawa jednak odbiła się bardzo mocno, bo to był jeden z tych „ciężko pracujących”, jeden z nas, do tego ta napaść to nie była jakaś tam sprzeczka, to było polowanie z zimną krwią na niewinną osobę.
Cały ten powyższy wstęp, nie jest po to, by wywołać u Was depresję, czy jakąś formę winy, jest po to, by na chwilę przypomnieć związane z tym zdarzeniem uczucia, jakie nam wtedy towarzyszyły.
Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak nas (redakcję) wbiła w fotel informacja, że ta przypadkowa osoba, która pomogła napadniętej kobiecie to Polka. Tak to właśnie nasza rodaczka, jadąc samochodem do domu z pracy około 3 rano, uratowała umierającą kobietę.
... ale od początku, Dorota Sz. (Ustaliliśmy z Dorotą, że nie będziemy publikować jej pełnych danych)
Tak naprawdę to i my (redakcja) i Dorota mieliśmy wiele obiekcji co do tego artykułu. Z jednej strony nie chcemy (my i Dorota) „głupiej” promocji, „hecy” - plastikowego poklasku, to są bardzo ciężkie tematy, nie chcemy, żeby przerodziło się to w „męczenie medialne” takie, jakie miało miejsce w przypadku Polaka z Londynu.
To, co przeważyło, za artykułem to potrzeba wyważenia całego tego wcześniej opisanego zła, dobrem. Przykład jak należy się zachować. To, co poniżej opisujemy, wydarzyło się naprawdę i mogło się przytrafić każdemu z nas i może się jeszcze przytrafić.
Dorota to bardzo silna kobieta świadczy o tym nie tylko mocny tembr jej głosu, ale także zimne oceny, mimo to, mimo iż jak wspomina, wiele w życiu widziała, to zdarzenie, które będzie opisywać, bardzo mocno ją dotknęło. Nie ukrywamy, że podczas rozmowy także i nas cała ta sytuacja dotknęła. Poniżej przedstawiamy naszą rozmowę z Dorotą.
Red. Cześć, wysłaliśmy Ci pytania, jednak fajnie byłoby, gdybyś mogła nam opisać całą tę sytuację swoimi słowami, później będziemy dopytywać.
Dorota: Cześć,
Dorota: To było rano, około 3:20 wracałam z pracy z nocnej zmiany samochodem, do domu.
I widzę zataczającą się kobietę, zwykła sprawa jest pijana. To jest „znana” ulica, mieszkamy niedaleko. W tej dzielnicy dzieje się wiele, a akurat tą ulicą często chodzi wiele pijanych ludzi z baru poniżej, więc widok zataczającej się o 4 rano „angielki” nie budzi jakichś specjalnych podejrzeń. Wszystko jednak się zmieniło w chwili kiedy ona wręcz wpadła na mój samochód. Podeszła do okna i wybełkotała „Help me” CAŁA była we krwi! Od razu było jasne dla mnie, że coś jest nie tak, wiesz na szyi, widać było ogromną ranę, cała bluzka była czerwona i tylko w jednym miejscu widać było, że tak naprawdę ta bluzka jest biała. Po chwili pokazała mi, że ma... że poniżej ona ma ogromną ranę w klatce piersiowej tak obok serca.
Od razu wzięłam telefon i zaczęłam dzwonić na 112. W międzyczasie kobieta zaczęła obchodzić mój samochód. To się działo wszystko naraz, nieprzerwanie. W telefonie rozmawiam z pogotowiem (ambulansem) i policją naraz – dziwne jedni się mnie pytają co z ranną, a za chwilę rozmowa jest jakby przerwana, wtrąca się policja i pyta gdzie jestem, jak się nazywa ta ulica. Nie widziałam nazwy akurat tej ulicy, więc przejechałam troszkę dalej w zaułek, żeby zaparkować samochód. Wszystko się działo naraz i na pewno nie pamiętam teraz dokładnie całej kolejności zdarzeń.
Apteczka, rękawiczki, opatrunki – mam białe auto, biała perła, całe auto było we krwi, jakby je ktoś oblewał czerwoną farbą. Cały czas miałam telefon między uchem a ramieniem. Powiedziano mi, żeby się nie rozłączać do czasu przyjazdu policji lub pogotowia.
Kobieta już całkiem osłabła usiadła na krawężniku, ja zaczęłam jej pomagać, próbowałam zatamować krew, uciskając jej ranę na szyi oraz w klatce piersiowej.
Przyjechało pogotowie i policja, sanitariusz jak wyszedł i zobaczył, co się stało, to głośno przeklął „o fuck”. Pogotowie zajęło się nią na miejscu, ja odeszłam na bok i rozmawiałam z policją. Widziałam, jak rozcięli jej tą czerwoną koszulkę i pokazała się ta rana w barku – ona była ogromna – dużo widziałam w życiu, ale widok tej rany zostanie w mojej pamięci już do końca.
Zabrali ją do szpitala, policja wzięła ode mnie dane kontaktowe i powiedzieli, że się skontaktują. To się wszystko wydarzyło tak szybko, jeden ciąg zdarzenie po zdarzeniu... pojechałam do domu, białe auto, całe we krwi – wiele w życiu przeszłam, ale jak przyjechałam do domu, to byłam w szoku. Później tego dnia pojechałam umyć to auto wszędzie była krew nawet w zakamarkach gdzie ciężko dojść, przez kilka kolejnych dni miałam cały czas ten widok tej kobiety tych ran, jak tylko zamykałam oczy.
Miałam wcześniej wypadek samochodem, na rondzie wjechała we mnie ciężarówka, jakoś ten tydzień udało mi się wytrzymać, ale w weekend mnie dopadło i aż się z tego wszystkiego rozpłakałam.
Policja powiedziała mi, że ona cudem uszła z życiem, że to były minuty. Przeraża mnie troszkę to, że przez chwilę, zanim zadzwoniłam, miałam myśl, żeby to olać, żeby jechać, że to nie jest mój problem. Teraz jak sobie o tym pomyślę, ja nie wiem, co bym zrobiła, gdybym się dowiedziała, że ta kobieta zmarła, a ja jej nie pomogłam.
Red. Ok hmm, aż nam się jeży włos na ręce od samego słuchania... (mieliśmy przygotowane pytania, ale ciężko się ich trzymać )
Red. Czy widziałaś, może mijałaś sprawcę?
Dorota: O kurcze, policja się ze mną skontaktowała (później – przypis redakcji) i pytała się mnie czy widziałam jakieś auto, kogoś w trakcie, kiedy pomagałam tej kobiecie, ja odpowiedziałam, że może ktoś tam był, nie pamiętam. Oni się pytali, bo mają nagranie, na którym widać auto sprawcy zaparkowane niedaleko od nas, on się nam przyglądał i odjechał dopiero po tym, jak usłyszał syreny. Jak oni mi to powiedzieli, to zmroziło mi to krew w żyłach.
Red. Czyli, on jeszcze mógł was zaatakować, bo w zasadzie to ta kobieta jest jedynym świadkiem...
Dorota: Tak, wiesz, ja trenowałam sztuki walki i to bardzo długo i jestem całkiem twarda więc... ale on miał nóż... poza tym, jak się później też dowiedziałam, on był pod wpływem narkotyków, ale ja na szczęście nie miałam o tym pojęcia, coś mi się przypomina, że tam stało jakieś jasne auto niedaleko, ale na takie rzeczy nie zwraca się w ogóle uwagi. W zasadzie całe zdarzenie jest teraz jednym wielkim ciągiem zdarzeń wyciętych z rzeczywistości, jakby wiesz, jeden z tych intensywnych snów, tylko że to nie był sen.
Red. Jak kontakt z policją, z pogotowiem? (złapaliśmy troszkę jako redakcja oddech, mocno nas cała ta rozmowa dotknęła) miałaś psychologa?, rozmawiałaś z kimś o tym?.
Dorota: Nie, nie miałam psychologa. Policja dziwnie, kilka razy się umawiali, że ktoś przyjedzie, aż w końcu się zapytali, czy ja mogę przyjechać. Pamiętam, że byli strasznie zdziwieni, że mam apteczkę w samochodzie – jeden z policjantów wspomniał, że on nawet nie ma apteczki. Dla mnie to podstawa mieć apteczkę. Kiedyś chciałam być lekarzem, nie przeraża mnie widok krwi, chociaż muszę przyznać, że widok tej rany, to uczucie, kiedy moja ręka wręcz wpadała tam do środka, to zostanie ze mną już do końca. Przeżyłam niedowierzanie, kiedy się dowiedziałam, że ta kobieta poszkodowana zwolniła się na własne życzenie ze szpitala dwa dni później, szok!, ale z drugiej strony ona prowadzi takie, a nie inne życie i też chyba nie rozumie za bardzo, co jej się stało.
To nie było nigdzie wspomniane, ale to był duży nóż kuchenny, a rany były zadawane ciosami z góry, po głowie, po szyi po barku i jakby od tyłu – to były ciosy z góry. Było pokazane zdjęcie tej kobiety ze zszytą szyją, ale to tak nie wyglądało, to był odcięty, wiszący kawałek ciała.
Media też podały, że on dostał 21 lat, ja dostałam informację od policji (listowną), że dostał 25, a powinien dostać dożywocie, to, że ta osoba przeżyła, to się nie powinno w ogóle liczyć, bo to był tylko przypadek, że akurat udało się ją uratować, te ciosy były zadawane, żeby zabić, ona miała szczęście wielkie, że ten nóż się jakoś zsunął z czaszki.
Red: Czyli nie zgadzasz się z wyrokiem 25 lat?
Dorota: Nie to powinno być dożywocie, może jakbym nie brała udziału, nie widziała tego, co on zrobił, to bym miała inne zdanie, ale teraz jestem pewna. Ja mówiłam tylko o tych dwóch największych ranach, ale ona miała pociętą głowę, pewnie nóż się ześlizgnął, gdyby się nie ześlizgnął, to byłby trup na miejscu. Taki człowiek nie powinien w ogóle być wypuszczany na wolność, on się naćpał i próbował zabić człowieka. To było wszystko z premedytacją, jeździł samochodem i szukał ofiary, to mógł być każdy.
Red: To się wydarzyło prawie pół roku temu, jak to wpłynęło na Ciebie, jak to przeżyłaś.
Dorota: Na początku pierwsze kilka dni to był szok, nie mogłam za bardzo zasnąć, miałam te sceny przed oczami, jak tylko je zamykałam i jeszcze ten wypadek. Ja jestem ogólnie silną osobą i potrafię sobie pewne sprawy wytłumaczyć, też w życiu troszkę przeszłam, ale troszkę mnie ta sytuacja złapała, nieprzygotowaną znaczy ciężko być przygotowanym... Jechałam po pracy troszkę zmęczona, zamyślona, normalnie w głowie plany na resztę dnia, przygotować jedzenie obiad i spać, a tu nagle... i od tego czasu już nic się za bardzo nie liczy, cały czas ma się to zdarzenie w głowie. Później już spokojniej, jak go już złapali.
Red. A co sobie pomyślałaś, jak się dowiedziałaś, że to Polak.
Dorota: Co k...! Taka była moja reakcja... naprawdę szok, cała ta historia szok i niedowierzanie.
Red. Jak się czujesz, z tym że uratowałaś życie tej osobie.
Dorota: To jest takie dziwne uczucie, bo dopiero po jakimś czasie to do mnie doszło. Wszyscy (policja), mi to mówili i dziękowali, ale jakoś to do mnie nie dochodziło. Cały czas jakoś nie do końca dochodzi. Zostałam zgłoszona do jakiejś nagrody przez sędziego, jeszcze nie do końca wiem, o co chodzi, bo dopiero co dostałam list w tej sprawie. To nie jest takie proste uczucie, bo gdybym nie pomogła tej osobie, a ona zmarła, to bym miała wyrzuty sumienia. Też to nie było tak, że w stu procentach "kontrolowałam" i byłam świadoma, co robię, byłam świadoma, ale to wszystko się działo jakby automatycznie. To dopiero po czasie do mnie doszło, że uratowałam życie człowiekowi.
Rozmowa z Dorotą trwała ponad godzinę. Powyższa spisana rozmowa to, skrót z wcześniejszej długiej rozmowy. Troszkę minęło od czasu kiedy opublikowano informację o całym zdarzeniu i to dobrze. Opadły już emocje i szum, możemy poważniej podejść do tego tematu. Nie chcemy, żeby ten artykuł był traktowany jako jeden z tych "szybkich" szokujących newsów.
Chcemy, żeby ta historia była drogowskazem jak się zachować, tak, aby zachować się dobrze, w sytuacjach, na które nie jesteśmy przygotowani.
Chcemy też, żeby sprawiedliwości stało się zadość, o złym człowieku i jego złym działaniu bębniono wszędzie. O dobrym człowieku i dobrym działaniu mało kto wie.
Niestety całą tę dumę i całą tą radość zniszczył jeden czyn. Jakiś psychopata zaatakował kobietę na Hilfields, bardzo dotkliwie pociął ją nożem i gdyby nie pomoc przypadkowej osoby kobieta ta na pewno by zmarła. Ten psychopata okazał się być Polakiem i wszystkie gazety, portale, strony internetowe informowały o tym, jak to „Polak” bestialsko zaatakował nożem przypadkową osobę. Rzadko się zdarza, że angielskie media raportują narodowość przestępcy, tutaj jednak było to czarno na białym – to był Polak, jeden z nas.
Inne przestępstwa uchodzą jakoś bokiem, bo w sumie kogo interesuje, że jakiś nasz rodak handluje narkotykami, albo coś ukradł, w każdym społeczeństwie są przestępcy, ta sprawa jednak odbiła się bardzo mocno, bo to był jeden z tych „ciężko pracujących”, jeden z nas, do tego ta napaść to nie była jakaś tam sprzeczka, to było polowanie z zimną krwią na niewinną osobę.
Cały ten powyższy wstęp, nie jest po to, by wywołać u Was depresję, czy jakąś formę winy, jest po to, by na chwilę przypomnieć związane z tym zdarzeniem uczucia, jakie nam wtedy towarzyszyły.
Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak nas (redakcję) wbiła w fotel informacja, że ta przypadkowa osoba, która pomogła napadniętej kobiecie to Polka. Tak to właśnie nasza rodaczka, jadąc samochodem do domu z pracy około 3 rano, uratowała umierającą kobietę.
... ale od początku, Dorota Sz. (Ustaliliśmy z Dorotą, że nie będziemy publikować jej pełnych danych)
Tak naprawdę to i my (redakcja) i Dorota mieliśmy wiele obiekcji co do tego artykułu. Z jednej strony nie chcemy (my i Dorota) „głupiej” promocji, „hecy” - plastikowego poklasku, to są bardzo ciężkie tematy, nie chcemy, żeby przerodziło się to w „męczenie medialne” takie, jakie miało miejsce w przypadku Polaka z Londynu.
To, co przeważyło, za artykułem to potrzeba wyważenia całego tego wcześniej opisanego zła, dobrem. Przykład jak należy się zachować. To, co poniżej opisujemy, wydarzyło się naprawdę i mogło się przytrafić każdemu z nas i może się jeszcze przytrafić.
Dorota to bardzo silna kobieta świadczy o tym nie tylko mocny tembr jej głosu, ale także zimne oceny, mimo to, mimo iż jak wspomina, wiele w życiu widziała, to zdarzenie, które będzie opisywać, bardzo mocno ją dotknęło. Nie ukrywamy, że podczas rozmowy także i nas cała ta sytuacja dotknęła. Poniżej przedstawiamy naszą rozmowę z Dorotą.
Red. Cześć, wysłaliśmy Ci pytania, jednak fajnie byłoby, gdybyś mogła nam opisać całą tę sytuację swoimi słowami, później będziemy dopytywać.
Dorota: Cześć,
Dorota: To było rano, około 3:20 wracałam z pracy z nocnej zmiany samochodem, do domu.
I widzę zataczającą się kobietę, zwykła sprawa jest pijana. To jest „znana” ulica, mieszkamy niedaleko. W tej dzielnicy dzieje się wiele, a akurat tą ulicą często chodzi wiele pijanych ludzi z baru poniżej, więc widok zataczającej się o 4 rano „angielki” nie budzi jakichś specjalnych podejrzeń. Wszystko jednak się zmieniło w chwili kiedy ona wręcz wpadła na mój samochód. Podeszła do okna i wybełkotała „Help me” CAŁA była we krwi! Od razu było jasne dla mnie, że coś jest nie tak, wiesz na szyi, widać było ogromną ranę, cała bluzka była czerwona i tylko w jednym miejscu widać było, że tak naprawdę ta bluzka jest biała. Po chwili pokazała mi, że ma... że poniżej ona ma ogromną ranę w klatce piersiowej tak obok serca.
Od razu wzięłam telefon i zaczęłam dzwonić na 112. W międzyczasie kobieta zaczęła obchodzić mój samochód. To się działo wszystko naraz, nieprzerwanie. W telefonie rozmawiam z pogotowiem (ambulansem) i policją naraz – dziwne jedni się mnie pytają co z ranną, a za chwilę rozmowa jest jakby przerwana, wtrąca się policja i pyta gdzie jestem, jak się nazywa ta ulica. Nie widziałam nazwy akurat tej ulicy, więc przejechałam troszkę dalej w zaułek, żeby zaparkować samochód. Wszystko się działo naraz i na pewno nie pamiętam teraz dokładnie całej kolejności zdarzeń.
Apteczka, rękawiczki, opatrunki – mam białe auto, biała perła, całe auto było we krwi, jakby je ktoś oblewał czerwoną farbą. Cały czas miałam telefon między uchem a ramieniem. Powiedziano mi, żeby się nie rozłączać do czasu przyjazdu policji lub pogotowia.
Kobieta już całkiem osłabła usiadła na krawężniku, ja zaczęłam jej pomagać, próbowałam zatamować krew, uciskając jej ranę na szyi oraz w klatce piersiowej.
Przyjechało pogotowie i policja, sanitariusz jak wyszedł i zobaczył, co się stało, to głośno przeklął „o fuck”. Pogotowie zajęło się nią na miejscu, ja odeszłam na bok i rozmawiałam z policją. Widziałam, jak rozcięli jej tą czerwoną koszulkę i pokazała się ta rana w barku – ona była ogromna – dużo widziałam w życiu, ale widok tej rany zostanie w mojej pamięci już do końca.
Zabrali ją do szpitala, policja wzięła ode mnie dane kontaktowe i powiedzieli, że się skontaktują. To się wszystko wydarzyło tak szybko, jeden ciąg zdarzenie po zdarzeniu... pojechałam do domu, białe auto, całe we krwi – wiele w życiu przeszłam, ale jak przyjechałam do domu, to byłam w szoku. Później tego dnia pojechałam umyć to auto wszędzie była krew nawet w zakamarkach gdzie ciężko dojść, przez kilka kolejnych dni miałam cały czas ten widok tej kobiety tych ran, jak tylko zamykałam oczy.
Miałam wcześniej wypadek samochodem, na rondzie wjechała we mnie ciężarówka, jakoś ten tydzień udało mi się wytrzymać, ale w weekend mnie dopadło i aż się z tego wszystkiego rozpłakałam.
Policja powiedziała mi, że ona cudem uszła z życiem, że to były minuty. Przeraża mnie troszkę to, że przez chwilę, zanim zadzwoniłam, miałam myśl, żeby to olać, żeby jechać, że to nie jest mój problem. Teraz jak sobie o tym pomyślę, ja nie wiem, co bym zrobiła, gdybym się dowiedziała, że ta kobieta zmarła, a ja jej nie pomogłam.
Red. Ok hmm, aż nam się jeży włos na ręce od samego słuchania... (mieliśmy przygotowane pytania, ale ciężko się ich trzymać )
Red. Czy widziałaś, może mijałaś sprawcę?
Dorota: O kurcze, policja się ze mną skontaktowała (później – przypis redakcji) i pytała się mnie czy widziałam jakieś auto, kogoś w trakcie, kiedy pomagałam tej kobiecie, ja odpowiedziałam, że może ktoś tam był, nie pamiętam. Oni się pytali, bo mają nagranie, na którym widać auto sprawcy zaparkowane niedaleko od nas, on się nam przyglądał i odjechał dopiero po tym, jak usłyszał syreny. Jak oni mi to powiedzieli, to zmroziło mi to krew w żyłach.
Red. Czyli, on jeszcze mógł was zaatakować, bo w zasadzie to ta kobieta jest jedynym świadkiem...
Dorota: Tak, wiesz, ja trenowałam sztuki walki i to bardzo długo i jestem całkiem twarda więc... ale on miał nóż... poza tym, jak się później też dowiedziałam, on był pod wpływem narkotyków, ale ja na szczęście nie miałam o tym pojęcia, coś mi się przypomina, że tam stało jakieś jasne auto niedaleko, ale na takie rzeczy nie zwraca się w ogóle uwagi. W zasadzie całe zdarzenie jest teraz jednym wielkim ciągiem zdarzeń wyciętych z rzeczywistości, jakby wiesz, jeden z tych intensywnych snów, tylko że to nie był sen.
Red. Jak kontakt z policją, z pogotowiem? (złapaliśmy troszkę jako redakcja oddech, mocno nas cała ta rozmowa dotknęła) miałaś psychologa?, rozmawiałaś z kimś o tym?.
Dorota: Nie, nie miałam psychologa. Policja dziwnie, kilka razy się umawiali, że ktoś przyjedzie, aż w końcu się zapytali, czy ja mogę przyjechać. Pamiętam, że byli strasznie zdziwieni, że mam apteczkę w samochodzie – jeden z policjantów wspomniał, że on nawet nie ma apteczki. Dla mnie to podstawa mieć apteczkę. Kiedyś chciałam być lekarzem, nie przeraża mnie widok krwi, chociaż muszę przyznać, że widok tej rany, to uczucie, kiedy moja ręka wręcz wpadała tam do środka, to zostanie ze mną już do końca. Przeżyłam niedowierzanie, kiedy się dowiedziałam, że ta kobieta poszkodowana zwolniła się na własne życzenie ze szpitala dwa dni później, szok!, ale z drugiej strony ona prowadzi takie, a nie inne życie i też chyba nie rozumie za bardzo, co jej się stało.
To nie było nigdzie wspomniane, ale to był duży nóż kuchenny, a rany były zadawane ciosami z góry, po głowie, po szyi po barku i jakby od tyłu – to były ciosy z góry. Było pokazane zdjęcie tej kobiety ze zszytą szyją, ale to tak nie wyglądało, to był odcięty, wiszący kawałek ciała.
Media też podały, że on dostał 21 lat, ja dostałam informację od policji (listowną), że dostał 25, a powinien dostać dożywocie, to, że ta osoba przeżyła, to się nie powinno w ogóle liczyć, bo to był tylko przypadek, że akurat udało się ją uratować, te ciosy były zadawane, żeby zabić, ona miała szczęście wielkie, że ten nóż się jakoś zsunął z czaszki.
Red: Czyli nie zgadzasz się z wyrokiem 25 lat?
Dorota: Nie to powinno być dożywocie, może jakbym nie brała udziału, nie widziała tego, co on zrobił, to bym miała inne zdanie, ale teraz jestem pewna. Ja mówiłam tylko o tych dwóch największych ranach, ale ona miała pociętą głowę, pewnie nóż się ześlizgnął, gdyby się nie ześlizgnął, to byłby trup na miejscu. Taki człowiek nie powinien w ogóle być wypuszczany na wolność, on się naćpał i próbował zabić człowieka. To było wszystko z premedytacją, jeździł samochodem i szukał ofiary, to mógł być każdy.
Red: To się wydarzyło prawie pół roku temu, jak to wpłynęło na Ciebie, jak to przeżyłaś.
Dorota: Na początku pierwsze kilka dni to był szok, nie mogłam za bardzo zasnąć, miałam te sceny przed oczami, jak tylko je zamykałam i jeszcze ten wypadek. Ja jestem ogólnie silną osobą i potrafię sobie pewne sprawy wytłumaczyć, też w życiu troszkę przeszłam, ale troszkę mnie ta sytuacja złapała, nieprzygotowaną znaczy ciężko być przygotowanym... Jechałam po pracy troszkę zmęczona, zamyślona, normalnie w głowie plany na resztę dnia, przygotować jedzenie obiad i spać, a tu nagle... i od tego czasu już nic się za bardzo nie liczy, cały czas ma się to zdarzenie w głowie. Później już spokojniej, jak go już złapali.
Red. A co sobie pomyślałaś, jak się dowiedziałaś, że to Polak.
Dorota: Co k...! Taka była moja reakcja... naprawdę szok, cała ta historia szok i niedowierzanie.
Red. Jak się czujesz, z tym że uratowałaś życie tej osobie.
Dorota: To jest takie dziwne uczucie, bo dopiero po jakimś czasie to do mnie doszło. Wszyscy (policja), mi to mówili i dziękowali, ale jakoś to do mnie nie dochodziło. Cały czas jakoś nie do końca dochodzi. Zostałam zgłoszona do jakiejś nagrody przez sędziego, jeszcze nie do końca wiem, o co chodzi, bo dopiero co dostałam list w tej sprawie. To nie jest takie proste uczucie, bo gdybym nie pomogła tej osobie, a ona zmarła, to bym miała wyrzuty sumienia. Też to nie było tak, że w stu procentach "kontrolowałam" i byłam świadoma, co robię, byłam świadoma, ale to wszystko się działo jakby automatycznie. To dopiero po czasie do mnie doszło, że uratowałam życie człowiekowi.
Rozmowa z Dorotą trwała ponad godzinę. Powyższa spisana rozmowa to, skrót z wcześniejszej długiej rozmowy. Troszkę minęło od czasu kiedy opublikowano informację o całym zdarzeniu i to dobrze. Opadły już emocje i szum, możemy poważniej podejść do tego tematu. Nie chcemy, żeby ten artykuł był traktowany jako jeden z tych "szybkich" szokujących newsów.
Chcemy, żeby ta historia była drogowskazem jak się zachować, tak, aby zachować się dobrze, w sytuacjach, na które nie jesteśmy przygotowani.
Chcemy też, żeby sprawiedliwości stało się zadość, o złym człowieku i jego złym działaniu bębniono wszędzie. O dobrym człowieku i dobrym działaniu mało kto wie.
Komentarze