Joe Biden prezydentem elektem, co na to Donald Trump i jak to wpłynie na Brexit
Zwycięzca wyścigu do fotela Prezydenta Stanów Zjednoczonych jest już znany mimo, iż sam wyścig jeszcze się nie zakończył.
Cały Świat z niecierpliwością czekał na wynik przedłużających się przez epidemię Covid19 wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z prawem wyborczym w USA dotyczącym głosowania korespondencyjnego, głosy przesłane pocztą, mogą dojść do punktów wyborczych po dacie głosowania, jednym z wymogów ważności głosu jest data jego wysłania. Fakt ten oraz bardzo duża ilość osób, które zagłosowały korespondencyjnie z powodu epidemii, sprawiły, że najbardziej interesujące wybory ostatnich lat, utrzymywały wszystkich w niepewności przez kilka dni. Na czas pisania tego artykułu 9 listopada w dalszym ciągu liczone są głosy.
Mimo, iż liczenie głosów dalej trwa to już wiadomo, że Joe Biden zostanie 46 Prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jego wygraną ogłosiły w sobotę 7 listopada wszystkie media, po tym jak podano częściowe wyniki z stanów Nevada oraz Pensylwania. Wyniki te jednoznacznie wskazały na to, że w tych stanach wygrał ubiegający się o fotel prezydenta Biden, a co za tym idzie przekroczył on liczbę 270 głosów elektorskich i wygrał wybory.
Urzędujący prezydent Donald Trump, nie bardzo może pogodzić się z przegraną i jeszcze przed weekendem, kiedy szala zwycięstwa była dość mocno przechylona w stronę Bidena, sugerował, że wybory zostały sfałszowane. Argument jaki przedstawiał za tym, że są one sfałszowane, to dużo większa ilość głosów popierających Bidena w głosach, które przyszły pocztą. Jak wytykają mu to przeciwnicy i komentatorzy polityczni, prezydent sam apelował o nie głosowanie korespondencyjnie, licząc na to, że jego zwolennicy w większości nie wierzą w epidemię i przyjdą zagłosować osobiście, a przeciwnicy nie zagłosują korespondencyjnie. Co jak obecnie już wiemy było błędem.
Jak to zazwyczaj bywa w wyborach, które wywołują duże emocje, od prawa do lewa roi się od różnych teorii spiskowych. Zaczynając od tego, że urzędujący prezydent licząc się z porażką już wcześniej zaplanował grę, w której podważy on całą ideę głosowania korespondencyjnego, co gdyby się udało, na pewno zmieniłoby wynik wyborów. Po prawej stronie dochodzą informacje o fałszerstwach, związanych między innymi z głosowaniem osób nieżyjących, czy fałszywymi kartami do głosowania.
Jak w przemówieniu mówił prawnik Donalda Trumpa dzisiaj (poniedziałek 9 listopada) zostaną zgłoszone pozwy sądowe związane z wynikami wyborów w Pensylwanii oraz Nevadzie. Szanse na to, że te pozwy cokolwiek zmienią w ostatecznym rozrachunku, są bardzo małe, nawet jeśli sąd uznałby, że głosy te należy przeliczyć jeszcze raz to - w drwiących komentarzach - "Trump chce przeliczenia głosów jeszcze raz, żeby przegrać dwa razy". Otoczenie obecnego prezydenta, w tym jego rodzina, apeluje do samego Donalda Trumpa o zaakceptowanie wyniku wyborów.
Wybór Bidena, a Brexit.
Jak już pisaliśmy we wcześniejszym artykule na temat wyborów w USA, są one mocno połączone z strategią rządu w UK dotyczącą Brexitu. Liczący na umowę handlową z USA premier Boris Johnson, będzie się musiał najpierw dogadać z EU zanim rozpoczną się negocjacje z Stanami Zjednoczonymi. Joe Biden wiele razy mówił o tym, że uważa on, że wyjście UK z EU jest politycznie niekorzystne dla USA. Silna, zjednoczona Europa według prezydenta elekta jest bardzo potrzebna w walce z gospodarczą ekspansją Chin i stanowi ona przeciwwagę dla Rosji. Związany pochodzeniem z Irlandią Biden, na pewno nie pozwoli na złamanie Umowy Wielkopiątkowej i zbudowanie granicy pomiędzy Irlandią, a Irlandią Północną. Wypowiedział się on także negatywnie na temat wprowadzonej przez UK kontrowersyjnej ustawy o rynku wewnętrznym, która w swoich zapisach łamie zapisy wynegocjowanej i podpisanej wcześniej umowy wyjścia UK z EU.
W trakcie kampanii dochodziły głosy o próbach nawiązania rozmów między rządem w UK, a zapleczem Bidena. Takie próby miały być inicjowane przez zaplecze premiera Johnsona. Jak oficjalnie wiadomo niewiele z nich nie wyszło.
Oczywiście nie jest do końca pewnie jak potoczą się obecnie kwestie Brexitu, same negocjacje utknęły w martwym punkcie, czas się już praktycznie skończył. Zmagająca się z epidemią i jej gospodarczymi konsekwencjami UK wydaje się nie mieć innej możliwości jak dogadać się z EU.
Najbardziej prawdopodobnym wyjściem z całej sytuacji, jest wycofanie się rządu UK z postanowień ustawy o rynku wewnętrznym, zaakceptowanie wszystkich elementów umowy wyjścia - głownie chodzi o granicę pomiędzy wyspą Irlandii i wyspą Wielkiej Brytanii. Umowa z EU akceptująca połowy ryb na wodach UK oraz zgoda na tak brak wsparcia rządowego dla firm prywatnych, które będą konkurować z firmami w EU. Oznacza to akceptację wszystkich postulatów EU i w zasadzie kompletną porażkę Borisa Johnsona. Pozwalałaby ona na "przeżycie" gospodarcze UK, rozpoczęcie negocjacji handlowych z USA i niewielkie ograniczenie konsekwencji Brexitu.
Oczywiście nie można wykluczyć różnego rodzaju "asów z rękawa" w postaci "szybkich niekonwencjonalnych umów" podpisanych z jeszcze urzędującym prezydentem na początku stycznia. Są one jednak bardzo mało prawdopodobne, a ich przyszłość, zwłaszcza w przypadku złamania postanowień Umowy Wielkopiątkowej wielce niepewna.
Mało prawdopodobna jest też blokada UK przez USA, chociaż to także zależy od polityki rządu w UK. Stany Zjednoczone, pod prezydencją Joe Bidena na pewno nie zaakceptują łamania umów międzynarodowych i innych podobnych wybiegów, które byłyby możliwe, gdyby prezydentem pozostał Donald Trump. Na dłuższą metę umowa handlowa pomiędzy UK i USA na pewno zostanie zawarta, jest to także w interesie Stanów Zjednoczonych. Niektórzy twierdzą nawet, że może być ona łatwiejsza do wynegocjowania niż w przypadku Trumpa, jednak jak już wspomnieliśmy to wszystko zależy od tego jak rząd w UK potraktuje porozumienie Wielkopiątkowe. Demokraci wiele razy wspominali, że jakiekolwiek złamanie tego porozumienia "zabije rozmowy handlowe".
Wypowiedzi niektórych polityków z partii rządzącej sugerują, że USA nie do końca rozumie umowę Wielkopiątkową, są to jednak "naiwne próby, mydlenia oczu".
Tak samo mało prawdopodobne są jakiekolwiek próby przedłużenia okresu przejściowego, chociaż w obecnej sytuacji nic nie można wykluczyć, przedłużenie takie spowodowałoby objęcie UK ustawą EU o nie unikaniu opodatkowania, która wchodzi w życie w styczniu 2021 roku.
Sytuacja Borisa Johnsona jest nieciekawa, komentarze dotyczące stosunków wychodzące z obozu rządowego są w zasadzie obronne i skupiają się one na "nieingerowaniu" USA w politykę suwerennego kraju. EU cały czas nie odpuszcza, minął także termin odpowiedzi na formalny list z EU, z prośbą o wyjaśnienie kontrowersyjnych przepisów umowy o rynku wewnętrznym w UK.
Na razie wszelkie próby rozmów między rządem w UK, a prezydentem elektem będą prowadzona w kuluarach, a o ich efektach dowiemy się z oficjalnych wypowiedzi stron.
Jedno jest pewne, zima pod kątem polityki na linii UK EU USA będzie bardzo gorąca.
Komentarze