17 paź 2019
1610
Dodany przez
Umowa, która jest, ale jakby jej nie było, czyli kolejne Brexit czary
Dzisiaj rano wszystkie stacje telewizyjne z wielkim hukiem ogłosiły umowę brexitową.
Kilka godzin później kolejne dobre wiadomości, umowa została ratyfikowana przez 27 państw Unii Europejskiej.
Wygląda na to, że Borisowi Johnsonowi się udało!
No nie do końca. Premier Wielkiej Brytanii zamienił siekierkę na kijek, pozbył się co prawda palącego słowa Backstop, jednak praktycznie oddał Irlandię Północną Unii Europejskiej (Irlandii).
Nie oszukujmy się, ta umowa na obecną chwilę jest takim samym sukcesem jak umowa Teresy May. W zasadzie jest to ta sama umowa ze zmienionymi dwoma punktami. Pierwsza zmiana to wspomniany "backstop" na granicę na morzu, a druga zmiana to przeniesienie praw pracowniczych i standardów dotyczących pracowników z deklaracji prawnej na deklarację polityczną. Oznacza to mniej więcej, że rząd brytyjski będzie mógł wprowadzać swoje własne prawa pracownicze i nie będzie musiał się stosować do dyrektyw EU, oczywiście deklaracja polityczna ma też swoją siłę, jednak nie jest ona wiążąca prawnie.
Prawdopodobieństwo przejścia tej umowy przez parlament jest bardzo małe. Jeszcze zanim umowa się ukazała oficjalnie, DUP, czyli koalicjant partii konserwatywnej zasugerował, że nie zagłosuje za tą umową. DUP jeszcze w trakcie negocjacji prowadzonych przez Teresę May blokowało jakiekolwiek próby oddzielenia Irlandii Północnej od Wielkiej Brytanii. Obecna sytuacja jest całkiem inna, Teresie May zależało na 10 głosach jakie daje DUP, nie dość, że "przekupiła" ich dotacjami to jeszcze musiała się ich słuchać. Boris Johnson teoretycznie nie ma tego problemu bo po i tak nie ma większości, jednak każdy głos się liczy, pytanie jakie wszyscy sobie zadają to czy DUP da się w ogóle przekupić w sprawie granicy i jeśli tak to jaka będzie cena.
Samo DUP jest tylko małym problemem, główny problem to głosy opozycji i tutaj nie ma złudzeń -wszyscy są przeciwni. Jeremy Corbyn stanowczo sprzeciwia się usunięciu z umowy kwestii pracowniczych, co do samej granicy na morzu, powiedział, że musi przyjrzeć się umowie.
Co jeśli parlament nie zaakceptuje umowy? Premier Boris Johnson będzie zmuszony poprosić o przedłużenie, a Unia Europejska musi się zgodzić. Co prawda można było usłyszeć różne sygnały dochodzące z Unii w sprawie przedłużenia, jednak wszyscy komentatorzy się zgadzają, że Unia je najprawdopodobniej udzieli - możliwe jednak, że na kilka lat.
Dodatkowym paradoksem jest fakt, że ta umowa jest niezgodna z prawem podatkowym w UK, które, uwaga! zostało wprowadzone w 2018 roku, przez partię konserwatystów właśnie po to by zablokować próby wyjścia z EU z "granicą na morzu". Co prawda da się tą ustawę przegłosować.
Już całkiem paradoksalne jest zdarzenie, które miało miejsce także dzisiaj, kiedy to Juncker zasugerował, że nie będzie kolejnego przedłużenia, a nie kto inny jak Nigel Farage się o to zaczął wykłócać.
Nasz redakcyjny typ to przedłużenie - nawet jeśli umowa zostanie cudem przegłosowana - co się może zdarzyć :) to chyba bez przedłużenia się nie obejdzie.
Wygląda na to, że Borisowi Johnsonowi się udało!
No nie do końca. Premier Wielkiej Brytanii zamienił siekierkę na kijek, pozbył się co prawda palącego słowa Backstop, jednak praktycznie oddał Irlandię Północną Unii Europejskiej (Irlandii).
Nie oszukujmy się, ta umowa na obecną chwilę jest takim samym sukcesem jak umowa Teresy May. W zasadzie jest to ta sama umowa ze zmienionymi dwoma punktami. Pierwsza zmiana to wspomniany "backstop" na granicę na morzu, a druga zmiana to przeniesienie praw pracowniczych i standardów dotyczących pracowników z deklaracji prawnej na deklarację polityczną. Oznacza to mniej więcej, że rząd brytyjski będzie mógł wprowadzać swoje własne prawa pracownicze i nie będzie musiał się stosować do dyrektyw EU, oczywiście deklaracja polityczna ma też swoją siłę, jednak nie jest ona wiążąca prawnie.
Prawdopodobieństwo przejścia tej umowy przez parlament jest bardzo małe. Jeszcze zanim umowa się ukazała oficjalnie, DUP, czyli koalicjant partii konserwatywnej zasugerował, że nie zagłosuje za tą umową. DUP jeszcze w trakcie negocjacji prowadzonych przez Teresę May blokowało jakiekolwiek próby oddzielenia Irlandii Północnej od Wielkiej Brytanii. Obecna sytuacja jest całkiem inna, Teresie May zależało na 10 głosach jakie daje DUP, nie dość, że "przekupiła" ich dotacjami to jeszcze musiała się ich słuchać. Boris Johnson teoretycznie nie ma tego problemu bo po i tak nie ma większości, jednak każdy głos się liczy, pytanie jakie wszyscy sobie zadają to czy DUP da się w ogóle przekupić w sprawie granicy i jeśli tak to jaka będzie cena.
Samo DUP jest tylko małym problemem, główny problem to głosy opozycji i tutaj nie ma złudzeń -wszyscy są przeciwni. Jeremy Corbyn stanowczo sprzeciwia się usunięciu z umowy kwestii pracowniczych, co do samej granicy na morzu, powiedział, że musi przyjrzeć się umowie.
Co jeśli parlament nie zaakceptuje umowy? Premier Boris Johnson będzie zmuszony poprosić o przedłużenie, a Unia Europejska musi się zgodzić. Co prawda można było usłyszeć różne sygnały dochodzące z Unii w sprawie przedłużenia, jednak wszyscy komentatorzy się zgadzają, że Unia je najprawdopodobniej udzieli - możliwe jednak, że na kilka lat.
Dodatkowym paradoksem jest fakt, że ta umowa jest niezgodna z prawem podatkowym w UK, które, uwaga! zostało wprowadzone w 2018 roku, przez partię konserwatystów właśnie po to by zablokować próby wyjścia z EU z "granicą na morzu". Co prawda da się tą ustawę przegłosować.
Już całkiem paradoksalne jest zdarzenie, które miało miejsce także dzisiaj, kiedy to Juncker zasugerował, że nie będzie kolejnego przedłużenia, a nie kto inny jak Nigel Farage się o to zaczął wykłócać.
Nasz redakcyjny typ to przedłużenie - nawet jeśli umowa zostanie cudem przegłosowana - co się może zdarzyć :) to chyba bez przedłużenia się nie obejdzie.
Komentarze